poniedziałek, 3 czerwca 2013

U r a good girl:)

Czasem coś nam poprawia humor, choć nie jest specjalnie w naszym stylu, ale działa:)

sobota, 1 czerwca 2013

3 tygodznie w Mediolanie…

… a mam wrażenie jakby od mojego przyjazdu minęły miesiące. Czas spędzony w Stambule wydaje się odległy a wspomnienia dość wyblakłe. Prawdę mówiąc nie powinnam się dziwić, biorąc pod uwagę, że przez 3 tygodnie w stolicy modelingu doświadczyłam więcej niż przez 3 miesiące spędzone w Turcji. Tu życie się nie toczy, ono zdecydowanie pędzi, oczywiście z przerwami na popołudniową sjeste Z książką w jednej ręce i mapą w drugiej tłumy modelek i modeli przemierza miasto licząc na łud szczęścia i zabookowanie pracy. Wspominałam kiedyś, że w Azji weekend imprezowy zaczyna się w środę, tu trwa on nieprzerwanie cały tydzień. Swoją drogą czasem zastanawiam się skąd ci wszyscy ludzie biorą tyle energii, zdecydowanie nie dodaje jej włoskie słońce, gdyż ostatnimi czasy zwyczajnie nie wychodzi ono zza deszczowych chmur.
A oto najbardziej rozpoznawalny symbol Mediolanu, na tle którego każdy szanujący się przedstawiciel branży ma conajmniej jedno zdjęcie, a najczęściej całą sesje. Ja niestety swojego jeszcze nie posiadam, nie żebym się nie szanowała, czekam raczej na nieco lepszą pogodę. Jak już zdjęcia robić to dobre:)

sobota, 17 listopada 2012

Shanghai fashionweek i inne

Miasto to ma pewną tajemnicza moc, będąc tu czas traci znaczenie, dni uciekają i zlewają się w jedną pełną wydarzeń masę. Może działa tak tylko na mnie, choć wątpie, większość ludzi których tu poznałam zakochuje się w tym mieście i zatraca się w jego pędzie. Ostatnie półtora miesiąca minęło jakby w przyspieszonym tempie. W międzyczasie, oprócz prowadzenia bujnego życia towarzyskiego, zaliczyłam kilka większych i mniejszych prac. Październik w Shanghaju stoi pod znakiem Fashion week. O ile do pomniejszych pokazów (poza fw), Chińczycy nie przykładają zazwyczaj zbyt dużej wagi do wzrostu modelek, o tyle prestiż tej ostatnie wymagania bardziej międzynarodowych standardów. Oznacza to ni mniej, ni więcej: jeśli masz poniżej 175cm wzrostu ZAPOMNIJ. Nie udając przed sobą i innymi, że jestem wyższa niż w rzeczywistości nie liczyłam na udział w pokazach. Ku mojemu, i nie tylko, zdziwieniu ktoś przeoczył chyba, że do najwyższych nie należę i wybrano mnie do pokazów. Prawdopodobnie jako najniższa modelka tegorocznego fw dwukrotnie, z dumą przeszłam się po wybiegu. Niestety mój aparat postanowił odmówić posłuszeństwa i zdjęć z backstagu prawie nie mam.
Od ready to go...
Od ready to go...
Od ready to go...

Choć po Wietnamie połowa mojej książki to zdjęcia edytorialowe, moja chińska agencja widocznie uznała, że to jeszcze za mało i wysyła mnie do kolejnych magazynów. Jeden z nich powinien wyjść w połowie listopada, póki co mam dla was kilka zdjęć zza kulis.

Od ready to go...
Od ready to go...

Made in Vietnam

Mój kontrakt w Wietnamie dobiegł końca, podsumowując muszę przyznać, że było to wyjątkowo dziwne doświadczenie… Choć udało mi się zdobyć kilka(naście) dobrych zdjęć do mojej książki, nie jestem pewna czy kiedykolwiek będę miała ochotę tu wrócić. Wietnamczycy, przynajmniej ci, z którymi przyszło mi pracować byli dość oryginalni, nie zawsze w pozytywnym znaczeniu. Jakiekolwiek próby dialogu z szefem agencji kończyły się na stwierdzeniu, że nie mam prawa mieć własnego zdania, nawet jeśli moje argumenty są jak najbardziej logiczne nie mam racji, rację ma zawsze szef i tylko on ma prawo głosu. Na szczęście mój kontakt z tym wszechwładnym osobnikiem został dość mocno ograniczony, na rzecz jego zespołu, choć sympatycznego całkowicie niedecyzyjnego i nieprzygotowanego do pracy z modelką, nie Wietnamką. Nie wdając się w zbyt wiele szczegółów, wspomnę jedynie o najdziwniejszej, moim zdaniem, zasadzie panującej w agencji. Otóż okazało się, że oprócz tego, ze nie mogę mieć własnego zdania, nie mogę również rozmawiać z nikim spoza wspomnianego teamu. Wierzcie mi, wcale nie przesadzam! Niejednokrotnie wylądowałam na dywaniku za to, że podczas sesji lub przymiarek rozmawiałam czy nawet zbyt wylewnie odpowiadałam klientowi na jego pytania. Gdy nie daj boże ktoś wręczył mi wizytówkę była ona natychmiast niemal wyszarpywana z moich rąk. Również fotografowie chcący wysłać mi zdjęcia po sesji byli natychmiast informowani, że absolutnie nie ma takiej możliwości a ja mam zakaz podawania kontaktu do siebie komukolwiek. O ile te środki ostrożności ze strony agencji, choć dziwne, można w jakiś sposób wytłumaczyć i zrozumieć o tyle do dziś nie jestem w stanie pojąc rozszerzenia tego zakazu na (uwaga) innych modeli i modelki. Jeśli tylko któraś z lokalnych modelek próbowała nawiązać ze mną rozmowę była natychmiast pouczana, że jest to zakazane, a ja niejednokrotnie siłą odciągana, wpychana do taksówki z trzaśnięciem drzwiami i reprymendą. Z zaciśniętymi zębami walczyłam ze sobą aby nie próbować tego zmienić, szybko przekonałam się, że nie ma to najmniejszego sensu. Wytrwałam i po krótkich wakacjach wróciłam do Chin, do mojego ukochanego Szanghaju.
Małe podsumowanie mojej pracy
Od ready to go...

Od ready to go...

Od ready to go...

czwartek, 15 listopada 2012

Z cyklu różnice kulturowe: kto się boi słońca

Co kraj to obyczaj, a te w Azji bywają dość dziwne, przynajmniej dla reszty świata.
Na ogół strój młodych Wietnamczyków nie różni się zbytnio od ubioru młodych Europejczyków. Miedzy tymi grupami jest jednak jedna zasadnicza różnica, uwidaczniająca się gdy wychodzi więcej słońca. W sytuacji, w której my odkrywamy tyle ciała na ile nasza przyzwoitość pozwala, Wietnamczycy zakrywają ile się tylko da. Miłością do białej skóry odznacza się większość Azjatów. O ile na północ od Wietnamu uwielbienie to nie przejawia się w jakiś szczególnie ekstremalny sposób o tyle tu, można odnieść takie wrażenie. W całej Azji większość kosmetyków do pielęgnacji twarzy i ciała ma właściwości wybielające, w słoneczne dni kobiety, niczym europejskie damy sprzed kilku stuleci, nie pojawiają się na słońcu bez parasolki. To jednak nie jest najbardziej zadziwiające, to co szokuje (przynajmniej mnie na początku) to szczelnie okryte wietnamskie motorowerzystki. Skutery i im podobne to najpopularniejszy środek poruszania na wietnamskich ulicach. Jako, że jednoczesna jazda i trzymanie parasolki przeciwsłonecznej nie wchodzi w grę (w Laosie zdarzało się i to, jednak ruch na ulicach jest zdcydowanie mniejszy), kobiety chronią się przed promieniami ubraniem. Nie ograniczają się jedynie do długich spodni i rękawów, gdy temperatura sięga ponad 30 stopni i słońce niemiłosiernie praży, nikogo tu nie szokuje widok dziewczyny w grubej bluzie z kapturem, szczelnie owiniętej szalikiem lub specjalną maską twarzy, skarpetkach w sandałach i zimowych rękawiczkach.
Od ready to go...
Od ready to go...
Od ready to go...
Od ready to go...

niedziela, 29 lipca 2012

Kto rano wstaje…

… ten jest padnięty pod koniec dnia. W pracy modelki nie ma określonych godzin pracy, jednego dnia można do południa nie wychodzić z łóżka, żeby następnego zerwać się po 5 rano. Jako, że nie należę do słowików, opcja druga jest wyjątkowo ciężka dla mnie, a trafiła mi się ostatnio. Poranny prysznic, śniadanie i kawa co by się obudzić. Po 6 moja bookerka już na mnie czekała. Zdjęcia miały się odbyć w spa nad rzeką, więc trzeba było tam dopłynąć łódką. Mimo spóźnienia ekipy (bo po co się spieszyć, niech modelka poczeka sobie niewyspana w porcie) po 7 dotarliśmy na miejsce. Rozłożyliśmy się ze sprzętem w jednym z hotelowych domków, za bagatela 450 dolarów. Po mniej więcej półtorej godziny, które zeszły na makijaż i zrobienie włosów zabraliśmy się do pracy. Zdjęcia do magazynu Styl, więc stylista musiał się postarać. Tego dnia na planie królowała marka DKNY. Ku mojemu zdziwieniu pozwolono mi popływać w hotelowym basenie, nie inaczej a w jednej z kreacji Donny Karan… Zdjęcia skończyły się ok. 13, powrót do domu, przygotowanie do do kastingu, który okazał się długim spotkaniem po drugiej stronie miasta, gdzie bookerzy i klientki zamiast rzeczowo ustalić szczegóły, przez niemal dwie godziny beztrosko plotkowali, nie zważając, że mnie powoli acz uporczywie żywcem zjadały komary… Kiedy w końcu cudem dotarłam do domu, pełna nadziei, że nadszedł w końcu wyczekiwany przeze mnie czas relaksu na basenie i odpoczynku, okazało się, że czeka mnie jeszcze wieczorne wyjście z bookerami, po to tylko, aby pokazać się na mieście i w odpowiednim towarzystwie…
Dla zainteresowanych zdjęcia z backstagu
Od ready to go...
Od ready to go...
Od ready to go...
Od ready to go...
Od ready to go...
Od ready to go...

czwartek, 19 lipca 2012

(High?) fashion in Vietnam

Nie ukrywam, że lecąc do Wietnamu na kontrakt byłam pełna obaw. Nikt z moich znajomych, ani nieznajomych na forach dla modeli, nie miał doświadczeń na tym polu. Co więcej nikt nie słyszał o kimkolwiek z takowymi. Cóż, ktoś musi być pierwszy, tym razem padło na mnie a kto nie ryzykuje ten nie ma. Na miejscu okazało się, że jednak taką pionierką znowu nie jestem, zdarzały się sporadyczne przypadki zagranicznych modeli, większość jednak z nich przyjeżdżała tu na własny koszt i ryzyko. Agencje współpracują tu również ze studentami i obcokrajowcami mieszkającymi tu na stałe, parający się na co dzień zgoła innymi zajęciami niż modeling. Ja jestem wyjątkiem, potraktowanym jak się zazwyczaj traktuje przedstawicieli tego fachu w innych krajach. Agencja pomogła mi przy załatwieniu wizy, kupiła bilet, zapewniła mieszkanie i kieszonkowe.
Przejdźmy jednak do rzeczy. Pytanie czy w Wietnamie, który większość osób do tej pory kojarzy przede wszystkim z amerykańskich filmów wojennych, istnieje takie zjawisko jak rynek fashion, pojawiało się na ustach większości osób, które informowałam gdzie i w jakim celu jadę. Otóż moi drodzy odpowiedź jest twierdząca. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że znacznie bardziej rozwinięty niż w Polsce (o co niestety nie trudno), a jego poziom jest moim zdaniem wyższy niż choćby w Chinach, w których do tej pory przyszło mi głównie pracować. Wietnam może się pochwalić choćby takimi tytułami magazynów jak Harper’s Bazaar (którego w Polsce próżno by szukać), Elle, Cosmopolitan i wiele, wiele innych lokalnych, na porównywalnym poziomie. Miłośnicy luksusowych marek również nie mają tu powodu do narzekań. Bez problemu można tu znaleźć butiki Chanel, Salvatore Ferragamo czy Herve Leger, o innych znanych markach nie wspominając.
Również praca jest tu znacznie przyjemniejsza. Podczas zdjęć nikt nikogo nie pogania, jak ma to miejsce w Chinach, gdzie stawka jest godzinowa, a podczas przebierania ciuchy są niemal zrywane z modela byle szybciej, a na jakość zdjęć mało kto zwraca uwagę, przynajmniej jeśli chodzi o większość katalogów. Tu czas się nie liczy, liczy się jakość, płacąc za dzień pracy klient oczekuje satysfakcjonujących rezultatów, nawet jeśli znaczy to kilka godzin więcej na planie. Godziny te jednak nie są takie straszne, biorąc pod uwagę komfort pracy, czas na odpoczynek i brak poganiaczy nad głową i co najważniejsze dla modela, dobre zdjęcia do książki.
Od Miss Lovett ready to go