wtorek, 4 października 2011

Zakupowe szaleństwo

Mam na imię Gosia i jestem zakupoholiczką…. Jak tak dalej pójdzie już nie długo będę mogła tak o sobie powiedzieć. Chiny mają to do siebie, że na każdym kroku można kupić praktycznie wszystko, dlatego trzeba się tu wyjątkowo pilnować. Wszechobecny chinesse style, falbanki, kokardki i wszelkiego rodzaju kicz sprawia, że, o zgrozo, zaczyna nam się to podobać. Kilka razy zdarzyło mi się kupić coś, co w momencie kupna wydawało mi się świetną okazją, a po powrocie do Polski nie ujrzało światła dziennego. Nauczona doświadczeniami z Pekinu, z listą rzeczy potrzebnych wyruszyłam wraz z moją współlokatorką na zakupy. Powtarzając jak mantrę „tylko czarne szpilki i baleriny” wkroczyłyśmy do świątyni konsumpcjonizmu. Niestety nasze silne postanowienie okazało się, delikatnie rzecz ujmując, niewystarczające. Nie udało mi się kupić czarnych szpilek i balerinek, za to wszystkie pieniądze, które miałam przy sobie (również te przeznaczone na obiad) wydałam na turkusowe (cudowne) botki, granatową kopertówkę i kilka innych, równie niezbędnych cacek. Postanowienia mojej współlokatorki zakończyły się podobnie. Niestety w dalszym ciągu potrzebuje czarnych szpilek, więc czeka nas powtórna wyprawa. Tym razem może się uda…
Od Miss Lovett ready to go
Powyżej moje trofea:)
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go