wtorek, 29 maja 2012

Taipei

Zmiany, zmiany…. Od 2 dni jestem w Taipei i wraz ze zmianą lokalizacji naszła mnie wena na pisanie. Nie wiem czy ma to związek z miejsce, klimatem czy moim mocnym postanowieniem zmiany trybu życia na mniej imprezowy. Mam jednak nadzieję (nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz), że nie jest to chwilowy zryw i tym razem będę bardziej wytrwała w swoim postanowieniu …

Choć niespecjalnie przepadam z piżamalandem jako miastem, jednak zawsze mam tam szczęście poznać niesamowitych ludzi. Nie inaczej było tym razem i znów mimo radości z poznawania nowego miejsca odczuwam pewien smutek i tęsknotę za tymi, z którymi musiałam się rozstać. Mam jednak przeczucie, że jeszcze się gdzieś spotkamy, co biorąc pod uwagę nasz fach i nieobliczalność losu jest całkiem prawdopodobne

Jak na razie Taipei wydaje się ciekawym miejsce i mam przeczucie, że je polubie. Od wielu osób słyszałam pozytywne opinie na jego temat, jestem więc nastawiona dość pozytywnie. W przeciwieństwie do chińskich metropolii Taipei wydaje się mniejszy i bardziej kameralny. Nie ma tu masy wieżowców i plątaniny autostrad, zamiast tego małe uliczki i niskie zabudowania. Miasto wydaje się czystsze, ludzie bardziej przyjaźni i zdecydowanie większy ich odsetek posługuje się językiem angielskim. Wprawdzie swoją obecną opinię opieram na dwudniowych obserwacjach jedynie najbliższej mi okolicy, jednak wydaje mi się, że można ją zastosować do całego miasta. Jeśli nie, z pewnością wystosuje odpowiednie sprostowanie.
Od Miss Lovett ready to go

A oto Nina, nasza agencyjna maskotka (lubująca się w podjadaniu butów i dostająca ataku agresji na widok walizek)
Od Miss Lovett ready to go

Guilin Yangshuo

Po dłuższej przerwie i problemach z dostępem do bloga chce się podzielić (z tą nieliczną grupą zaglądającą tu od czasu do czasu) moim niedawnym, turystycznymi doświadczeniami.

Nie pamiętam kiedy ostatnio jeździłam rowerem tyle co przez tamten weekend. W tym miejscu chętnie zaapelowałabym to twórców siodełek tegoż środka transportu, o nieco wygodniejsze siedziska, gdyż pewna część ciała mocno odczuła moje eskapady.

Choć wyjazd do Guilin planowałam od dawna, pewne sprawy się pokomplikowały i wyjazdu miało nie być. Jednak na dwa dni przed długim weekendem stwardziłam, że mimo wszystko chce jechać. Wysłałam wiadomość do znajomego z niewinnym stwierdzeniem, że w sumie jednak chętnie bym zobaczyła te okolice. Ta jedna wiadomość rozpoczęła dzień chaosu, mój przyjaciel miał bowiem lecieć służbowo do Shanghaju. Koniec końców po długich godzinach meczenia szefa, moich kilkukrotnych zmianach zdania, że może jednak nie ten weekend wszystko zostało ustalone. W sobotę rano miałam polecieć, co też się stało. Wprawdzie spodziewałam się miłych oku widoków i dobrej atmosfery, ale to co przeżyłam przeszło moje oczekiwania. Bez przesady mogę stwierdzić, że był to dotychczas mój najlepszy weekend w Azji. Góry, rzeki, przytulne knajpki i ciekawi ludzie z całego świata... Czego można chcieć więcej?

Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go