W ostatnim wpisie wspominałam o moich tęsknotach właśnie i staje się im zadość. Wprawdzie pisząc ostatni post czekałam na bilet do Bangkoku, okazało się jednak, że moim celem jest ponownie Piżamaland zwany oficjalnie Kantonem. Tajowie okazali się zbyt powolni a czekanie na wszelkie potrzebne zezwolenia i dokumenty zbyt nużące, mój kochany booker podjął więc decyzje o wysłaniu mnie w znajome rejony, gdzie nie wiedzieć, czemu, agencja SMG z uporem maniaka nalegała na mój przyjazd.
Pogodna na zewnątrz potęguje moją niecierpliwość, zważywszy, że w chwili obecnej w Guangzhou jest około 25 stopni ponad tydzień czekania wydaje się dłużyć w nieskończoność… Ale ale zaczynam odliczanie, do ciepła, najlepszego sushi i marketu z butami w Chinach!
A do obejrzenia zamiast zdjęć piżamalandu, LANVIN spring summer 2012 ad campaign
czwartek, 16 lutego 2012
piątek, 10 lutego 2012
Zimowanie
Narzekając na zimno w Szanghaju nie wiedziałam jeszcze, co mnie czeka w Polsce. Po powrocie zdążyłam już zatęsknić za tym delikatnym chłodkiem oscylującym w granicach 5 stopni Celsjusza… Mrozy, niewiele ustępujące syberyjskim, dały mi wymówkę i porządne usprawiedliwienie do błogiego lenistwa przy rozpalonym kominku z książka w ręku. O ile taki sposób spędzania zimowych dni i dokarmianie przez mamę krzepiącą ciało i dodającą centymetrów tu i ówdzie, polską kuchnią jest niewątpliwie warte późniejszych katuszy na siłowni, zaczynam tęsknić… Za Szanghajem, pozostawionymi tam przyjaciółmi, kolejnymi wyjazdami, życiem w biegu i wielka niewiadomą nadchodzących dni. Moim tęsknotom wkrótce jednak stanie się zadość! Jeśli nie nastąpią nieoczekiwane zmiany wkrótce kolejna wyprawa, tym razem w cieplejsze rejony, ale o tym jak już dostane bilet.
Korzystając z okazji, że jestem w Polsce i mam nieocenzurowany dostęp do internetu postanowiłam ponadrabiać trochę blogowych zaległości. Przyznaje się bez bicia, że pomoc w walce z lenistwem pomogła mi wygrać znajoma, delikatnie sugerując, że mogłabym trochę więcej pisać, przypominając jednocześnie, że obiecałam jej to jeszcze przed wyjazdem…. Bijąc się w pierś wrzucam powód mojej i podobno nie tylko, dumy. Swoją premierę na facebookowej tablicy i blogu mojego agencyjnego Padre miał już jakiś (dłuższy) czas temu, u mnie dopiero teraz, nabrawszy jak niektórzy mawiają mocy urzędowej….
(jako, że mam pewno problemy techniczne z wrzuceniem filmiku zamieszczam link do bloga Bartkowego, na którym tenże jest zamieszczony)
http://bialyinc.blogspot.com/2011/12/gosia-janusik-for-martini.html
Przy okazji nadrabiania zaległości i zapełniania bloga nie może zabraknąć tu moich cudownych chińskich testów…
i kolejny teścik...
Korzystając z okazji, że jestem w Polsce i mam nieocenzurowany dostęp do internetu postanowiłam ponadrabiać trochę blogowych zaległości. Przyznaje się bez bicia, że pomoc w walce z lenistwem pomogła mi wygrać znajoma, delikatnie sugerując, że mogłabym trochę więcej pisać, przypominając jednocześnie, że obiecałam jej to jeszcze przed wyjazdem…. Bijąc się w pierś wrzucam powód mojej i podobno nie tylko, dumy. Swoją premierę na facebookowej tablicy i blogu mojego agencyjnego Padre miał już jakiś (dłuższy) czas temu, u mnie dopiero teraz, nabrawszy jak niektórzy mawiają mocy urzędowej….
(jako, że mam pewno problemy techniczne z wrzuceniem filmiku zamieszczam link do bloga Bartkowego, na którym tenże jest zamieszczony)
http://bialyinc.blogspot.com/2011/12/gosia-janusik-for-martini.html
Przy okazji nadrabiania zaległości i zapełniania bloga nie może zabraknąć tu moich cudownych chińskich testów…
Od Miss Lovett ready to go |
Od Miss Lovett ready to go |
Od Miss Lovett ready to go |
Od Miss Lovett ready to go |
Od Miss Lovett ready to go |
Od Miss Lovett ready to go |
Od Miss Lovett ready to go |
Od Miss Lovett ready to go |
Subskrybuj:
Posty (Atom)