wtorek, 22 listopada 2011

Nie taki katalog straszny

Po wcześniejszych doświadczeniach z Pekinu, i częściowo Guangzhou, myśląc o zdjęciach do katalogu miałam przed oczami przesłodzone, kolorowe zdjęcia, pozy sztuczne i co najważniejsze „szczery” uśmiech od ucha do ucha. Sytuacja ta na szczęście ulega zmianie, już w Guangzhou zdarzyło mi się pracować na sesji gdzie fotograf nie krzyczał co pięć sekund smile (w wersji chińskiej smell), i co bardziej zaskakujące wiedział czego chce, dając w miarę jasne wskazówki. Początkowo myślałam, że to jednorazowy fart, jednak zdarza się to, przynajmniej mi, coraz częściej. Choć zdjęć z pijama landu jeszcze nie otrzymałam, mogę się pochwalić kilkoma z dość świeżej, bo sprzed tygodnia, sesji w Szanghaju. Moja pierwsza sesja katalogowa, po ucieczce z Guangzhou, okazała się kolejnym odstępstwem od radosnej monotonii chińskich katalogów. Zdjęcia nie dość, że w większości czarno-białe, miały ukazać silne emocje, bez uśmiechu, bez rączki na bioderku. Mam nadzieję, że udało mi się sprostać oczekiwaniom fotografa i klienta. Efekty naszej, jakże ciężkiej, pracy przedstawiam poniżej.
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go

wtorek, 15 listopada 2011

Dobry początek

Jestem w Szanghaju dwa tygodnie i dalej nie wiem co myśleć o moich zawodowych poczynaniach, nie jest najgorzej ale zawsze mogłoby być lepiej… Jak zwykle brak mi cierpliwości i układam sobie w głowie czarne scenariusze po każdym dniu bez pracy, po każdym przepracowanym natomiast, przez co najmniej 24 godziny jestem totalną optymistką. Odbijając się, niczym piłeczka pingpongowa, miedzy tymi skrajnościami, nadrabiam na gruncie towarzysko-koneksyjnym. W pierwszym tygodniu mojego pobytu, przez znajomych (poznanych na opisywanym wcześniej konkursie) dostałam się na listę gości na imprezie D&G. Słynny duet projektantów zaszczycił swoją obecnością otwarcie nowego butiku w Shanghaju, na ten czas przekształconego w całkiem zacny mini club.
Dzięki znajomym i niemałemu sprytowi mojej włoskiej znajomej, udało nam się dostać do vip roomu gdzie bawili się projektanci. Początkowe postanowienie, że nie będziemy robić zdjęć „bo głupio” prysło po jakiś 5 minutach, gdy pewien jegomość z zaskoczenia i ku naszemu zdziwieniu, niemal zaciągnął nas do zdjęcia z Domenico Dolce. O tym, z kim mamy pozować dowiedziałyśmy się stojąc już obok projektanta. Po jednym zdjęciu wszyscy odważyli się wyciągnąć swoje aparaty.
Na tej samej imprezie poznałam również dyrektora najlepszej agencji w Szanghaju, który jak się okazało płynnie mówi po polsku i pamięta mnie ze zdjęć przesłanych do jego agencji. Choć tym razem zadzwonił do mojej agencji, w mojej sprawie, już po podpisaniu przeze mnie kontraktu z inną, zaproponował mi współprace po moim powrocie do Shanghaju.Który prawdopodobnie nastąpi w przyszłym roku.
Z czystym sumieniem mogę napisać, że była to jedna z najlepszych imprez w tym mieście, na której byłam, a choć jestem dopiero dwa tygodnie na tym polu zdobyłam już pewne doświadczanie. W końcu w Szanghaju weekend zaczyna się w poniedziałek.
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go

wtorek, 1 listopada 2011

From pijama land to Shanghai

Niestety nie pisze tak często jak bym chciała, a to z powodu lenistwa a to z braku dostępu do bloga… Tymczasem zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany. Opuściłam Guangzhou, wtajemniczonym znane jako pidżama land, i przeniosłam się do Szanghaju. Jeszcze nie wiem czy to dobra decyzja z zawodowego punktu widzenia, ale cieszę się, że w końcu dane mi jest zobaczyć miasto, o którym słyszałam tyle dobrego. Jestem tu od tygodnia, z czego w docelowym miejscu zamieszkania od dwóch dni, i już zdążyłam pokochać to miasto. Bezpośrednio z lotniska pojechałam do hotelu na obrzeżach, gdzie spędziłam pięć dni biorąc udział w fejowym, międzynarodowym konkursie na top model… Dziewczyny biorące udział reprezentowały ok trzydzieści różnych krajów, choć w rzeczywistości 90% z nich jest Rosjankami…
Dzień przed finałem, zamiast odpoczywać razem z moją szefową i znajomymi wybraliśmy się na zwiedzanie klubów i musze przyznać, że porównywanie ich do klubów w Guangzhou to jak porównywanie Nowego Jorku z Kozią Wólką, po prostu się nie da…. O tym jednak, jak zdobędę nieco więcej doświadczenia w tej kwestii.
Ps. Trafiłam do tej samej agencji, ba nawet mieszkania, w której jest moja Zlatushka. Mieszkałyśmy razem w Guangzhou i teraz się znów spotkałyśmy z czego jestem bardzo zadowolona, bo nic tak nie ułatwia aklimatyzacji jak przyjazna dusza obok.

Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go