wtorek, 22 listopada 2011

Nie taki katalog straszny

Po wcześniejszych doświadczeniach z Pekinu, i częściowo Guangzhou, myśląc o zdjęciach do katalogu miałam przed oczami przesłodzone, kolorowe zdjęcia, pozy sztuczne i co najważniejsze „szczery” uśmiech od ucha do ucha. Sytuacja ta na szczęście ulega zmianie, już w Guangzhou zdarzyło mi się pracować na sesji gdzie fotograf nie krzyczał co pięć sekund smile (w wersji chińskiej smell), i co bardziej zaskakujące wiedział czego chce, dając w miarę jasne wskazówki. Początkowo myślałam, że to jednorazowy fart, jednak zdarza się to, przynajmniej mi, coraz częściej. Choć zdjęć z pijama landu jeszcze nie otrzymałam, mogę się pochwalić kilkoma z dość świeżej, bo sprzed tygodnia, sesji w Szanghaju. Moja pierwsza sesja katalogowa, po ucieczce z Guangzhou, okazała się kolejnym odstępstwem od radosnej monotonii chińskich katalogów. Zdjęcia nie dość, że w większości czarno-białe, miały ukazać silne emocje, bez uśmiechu, bez rączki na bioderku. Mam nadzieję, że udało mi się sprostać oczekiwaniom fotografa i klienta. Efekty naszej, jakże ciężkiej, pracy przedstawiam poniżej.
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz