wtorek, 29 maja 2012

Guilin Yangshuo

Po dłuższej przerwie i problemach z dostępem do bloga chce się podzielić (z tą nieliczną grupą zaglądającą tu od czasu do czasu) moim niedawnym, turystycznymi doświadczeniami.

Nie pamiętam kiedy ostatnio jeździłam rowerem tyle co przez tamten weekend. W tym miejscu chętnie zaapelowałabym to twórców siodełek tegoż środka transportu, o nieco wygodniejsze siedziska, gdyż pewna część ciała mocno odczuła moje eskapady.

Choć wyjazd do Guilin planowałam od dawna, pewne sprawy się pokomplikowały i wyjazdu miało nie być. Jednak na dwa dni przed długim weekendem stwardziłam, że mimo wszystko chce jechać. Wysłałam wiadomość do znajomego z niewinnym stwierdzeniem, że w sumie jednak chętnie bym zobaczyła te okolice. Ta jedna wiadomość rozpoczęła dzień chaosu, mój przyjaciel miał bowiem lecieć służbowo do Shanghaju. Koniec końców po długich godzinach meczenia szefa, moich kilkukrotnych zmianach zdania, że może jednak nie ten weekend wszystko zostało ustalone. W sobotę rano miałam polecieć, co też się stało. Wprawdzie spodziewałam się miłych oku widoków i dobrej atmosfery, ale to co przeżyłam przeszło moje oczekiwania. Bez przesady mogę stwierdzić, że był to dotychczas mój najlepszy weekend w Azji. Góry, rzeki, przytulne knajpki i ciekawi ludzie z całego świata... Czego można chcieć więcej?

Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz