Miasto to ma pewną tajemnicza moc, będąc tu czas traci znaczenie, dni uciekają i zlewają się w jedną pełną wydarzeń masę. Może działa tak tylko na mnie, choć wątpie, większość ludzi których tu poznałam zakochuje się w tym mieście i zatraca się w jego pędzie. Ostatnie półtora miesiąca minęło jakby w przyspieszonym tempie. W międzyczasie, oprócz prowadzenia bujnego życia towarzyskiego, zaliczyłam kilka większych i mniejszych prac. Październik w Shanghaju stoi pod znakiem Fashion week. O ile do pomniejszych pokazów (poza fw), Chińczycy nie przykładają zazwyczaj zbyt dużej wagi do wzrostu modelek, o tyle prestiż tej ostatnie wymagania bardziej międzynarodowych standardów. Oznacza to ni mniej, ni więcej: jeśli masz poniżej 175cm wzrostu ZAPOMNIJ. Nie udając przed sobą i innymi, że jestem wyższa niż w rzeczywistości nie liczyłam na udział w pokazach. Ku mojemu, i nie tylko, zdziwieniu ktoś przeoczył chyba, że do najwyższych nie należę i wybrano mnie do pokazów. Prawdopodobnie jako najniższa modelka tegorocznego fw dwukrotnie, z dumą przeszłam się po wybiegu. Niestety mój aparat postanowił odmówić posłuszeństwa i zdjęć z backstagu prawie nie mam.
Choć po Wietnamie połowa mojej książki to zdjęcia edytorialowe, moja chińska agencja widocznie uznała, że to jeszcze za mało i wysyła mnie do kolejnych magazynów. Jeden z nich powinien wyjść w połowie listopada, póki co mam dla was kilka zdjęć zza kulis.
A w jakiej agencji jesteś w Polsce jeśli można wiedzieć? :)
OdpowiedzUsuń