piątek, 15 czerwca 2012

Taipei od kuchni

Zastanawiałam się czasem, jaka praca była by idealna dla mnie. Wprawdzie mam swoje marzenia w tej kwestii, jednak to tajemnica, której z obawy przed niespełnieniem lub z czystej skromności nie mam zamiaru wyjawiać. Przez głowę przewijają mi się myśli, że mogłoby to być również coś z podróżowaniem lub jedzeniem. A najlepiej jednym i drugim w zestawie.

Tajwan, po niemal roku (z przerwami) spędzonym w Chinach nie jest dla mnie tak egzotyczny, jak dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę w Azji. Pomijając kwestie zabytków i biernego zwiedzania, chciałabym wspomnieć o turystycznej aktywności, z pewnością przyjemniejszej dla większości kobiet i dziewcząt, mianowicie zakupach na tutejszych nocnych marketach. Wiem również po sobie, z pierwszej wizy, jak dużą frajdę sprawia buszowanie między stoiskami i kompulsywne kupowanie wszystkiego za, w naszych oczach, śmieszne ceny. Mi ten szał przeszedł, częściowo ze względu na jakość niemal hurtowo nabywanych rzeczy, z drugiej z konieczności ograniczenia bagażu. Wybierając życie na walizkach trzeba pójść na jakieś ustępstwa, a ciągłe wysyłanie paczek lub dopłacanie za nadbagaż, raczej kłóci się z ideą tanich zakupów. Poza tym to pierwsze sprawdza się jedynie w przypadku gdy wyjazd jest „jednomiejscowy” i planujemy rychły powrót do domu. W moim przypadku tak jednak nie jest. Toteż gdy moje współlokatorki, nieznudzone jeszcze zakupowym szaleństwem przeglądały z uwielbieniem i żądzą kolejne wieszaki, ja skupiłam się na zupełnie innym aspekcie nocnych marketów, mianowicie jedzeniu!

Zwiedzając Chiny kontynentalne i Tajwan, a podejrzewam, że większość krajów azjatyckich, życie kreci się tu wokół jedzenia i handlu, z naciskiem na to pierwsze. Czasem mam wrażenie, że azjaci jedzą o każdej porze dnia i nocy. Niejednokrotnie zarówno wybierając się wieczorem do klubu jak i po powrocie spotykałam ludzi ucztujących w przyulicznych jadłodajniach. Wracając do nocnych marketów, to, czego możemy się spodziewać wybierając się na nie, to przede wszystkim lokalne przysmaki. Znajdziemy tam zarówno restauracje jak niewielkie stoiska serwujące niema wszystko co możemy skojarzyć z kuchnią azjatycką, od świeżych owoców, przez grillowane ośmiornice po słynne stinky tofu, które w pełni zasługuje na swoje miano.

Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Ciasteczko kokosowe, występuje również w wersji z sezamem i czerwoną fasolą(swoją drogą chyba nigdy nie zrozumiem azjatyckiego fenomenu deserów z fasoli)
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go
Od Miss Lovett ready to go

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz